Stępione żądło
Rozmowa ze Stingiem
Piotr Welc: – Czy żądło Stinga jest nadal ostre?
Sting: – Czy nadal jestem ostry? Nie wiem. Chyba z wiekiem trochę złagodniałem i zaokrągliłem się. Jak kamień, który długo leżał na dnie rzeki. Wygładziły mi się kanty.
Sting zrobił dla ekologii i ginącej puszczy amazońskiej więcej niż szacowne organizacje ekologiczne. Gordon Matthew Summer (Sting) urodził się 2 października 1951 r. w Newcastle w Wielkiej Brytanii. Jego ojciec był inżynierem, lecz pracował jako mleczarz, matka wykonywała zawód fryzjerki. Przyszły gwiazdor chodził do katolickiej szkoły podstawowej St. Cuthbert, potem do miejscowego liceum. Muzyką zainteresował się przez przypadek, gdy wuj zostawił u jego rodziców gitarę na przechowanie. Tuż po rozpoczęciu studiów na Uniwersytecie Warwick Sting zrezygnował z filologii angielskiej i zaczął pracować na budowie, potem był urzędnikiem. Związał się z lokalnym zespołem jazzowym The Phoenix Jazzmen, a później z The Riverside Men. Grał na gitarze basowej. W 1970 r. został przyjęty do grupy The Newcastle Big Band. Wraz z kilkoma członkami tego zespołu odłączył się i założył formację Last Exit, dla której zaczął komponować i pisać teksty. W 1976 r. na jednym z koncertów Last Exit poznał Stewarda Copelanda, z którym wkrótce założył The Police. Zespół ten uczynił z artysty gwiazdę światowego formatu. Po latach Sting rozstał się z kolegami z The Police i rozpoczął solową karierę, stając się jednym z najbardziej znanych muzyków na świecie. Przez lata wspierał Rainforest Foundation, która walczy o uratowanie lasu tropikalnego nad Amazonką. Pomagał też zamieszkującym Amazonię Indianom Kayapo.
– Żałuje pan tego?
– Nie, mam bardzo dobre zdanie na swój temat. Nie jestem już tak agresywny i zdeterminowany jak kiedyś, nie mam aż tak wygórowanych ambicji. Stałem się bardziej dojrzałym człowiekiem, lepiej czuję się we własnej skórze.
– Stan równowagi?
– Tak, właśnie.
– Ma pan jeszcze swoją słynną koszulkę w żółto-czarne pasy, której zawdzięcza pan swój sceniczny pseudonim?
– Nie, oczywiście, że nie. Umarła śmiercią naturalną dawno temu. Zazwyczaj noszę to samo ubranie dopóty, dopóki nadaje się do wyrzucenia. Nie wiem, dlaczego tak robię. To mój nawyk. Potrafię zakładać te same ciuchy przez lata, aż się zużyją.
– Ile osób zwraca się do pana, używając prawdziwego pańskiego imienia – Gordon?
– Nikt.
– Nawet pańska żona?
– Nawet ona. Nikt tak do mnie nie mówi – z wyjątkiem ludzi, którzy mnie nie znają.
– Jak pan poznał swoją obecną żonę, Trudie Styler?
– Była moją sąsiadką. Mieszkaliśmy obok siebie w suterenie w Londynie. Pewnego dnia poszedłem coś od niej pożyczyć i… zakochałem się.
– Tak od razu?
– Tak od razu. I od tej pory jestem w niej zakochany.
– Czy dlatego rozstał się pan ze swoją pierwszą żoną?
– Jasne. Jaki mógłby być inny powód?
– Skoro tak szybko się pan w niej zakochał, dlaczego tak długo zwlekaliście ze ślubem?
– Byłem wcześniej żonaty i już raz składałem przysięgę wierności małżeńskiej, której nie dotrzymałem. Chciałem więc być na sto procent pewny, że jeśli znów złożę taką przysięgę, już jej nie złamię. Ożeniłem się z Trudie dopiero wtedy, gdy miałem taką pewność.
– Czy może pan zarzucić coś małżeństwu?
– Nie. Myślę, że jest to dobra instytucja.
– Kłóci się pan ze swoją żoną?
– Nie. Sprzeczamy się o różne sprawy, ale nigdy z ich powodu nie skaczemy sobie do oczu. Nasz związek jest bardzo udany.
– Jak rozwiązujecie poważne problemy?
– Jestem bardzo inteligentnym facetem – robię dokładnie to, czego chce Trudie.
– Jest pan dobrym ojcem?
– Musiałby pan zapytać o to moje dzieci. Staram się. Nie jestem typowym ojcem – nie ma mnie na co dzień w domu. Nie wydaje mi się jednak, że jestem złym ojcem, choć dla dzieci mam za mało czasu. Gdy jestem z nimi, gramy na przykład w szachy. Lubimy też wspólnie muzykować i grać w piłkę.
– W jaki sposób troszczy się pan o przyszłość sześciorga swoich dzieci?
– No cóż… Otrzymały dobre wykształcenie. Chodzą do najlepszych szkół. Zdrowo się odżywiają, mają normalną rodzinę, dorastają otoczone naszą miłością. Właśnie tak troszczę się o ich przyszłość.
– Rozpieszcza je pan?
– Niekiedy, ale staram się tego nie robić. Moje dzieci mają dobrze poukładane w głowach, są szczęśliwe i bardzo grzeczne. Nie sprawiają nam kłopotów.
– Myśli pan, że jak dorosną, będą musiały podjąć pracę?
– Oczywiście! Nie mają innego wyboru.
– Nie będzie ich więc pan utrzymywał?
– Nie, wydam wszystko, co mam. Nic dla nich nie zostanie, będą zatem musiały iść do pracy.
Z większym dystansem podchodzę dziś do naturalnego cyklu tworzenia i odpoczynku.
– Jak pan dba o swoją kondycję?
– Codziennie przez dwie godziny ćwiczę jogę.
– Równowaga ducha?
– Tak. Wprawdzie joga wymaga dużego wysiłku fizycznego, lecz poprawia chłonność umysłu. Ułatwia medytację i wycisza wewnętrznie. Dlatego jest to dla mnie tak ważne.
– Czy joga ma – pana zdaniem – coś wspólnego z seksem?
– To nie jest tajemnica. Joga dobrze działa zarówno na umysł, jak i ciało. Jogini traktują ciało jako całość. Seks jest zdrową czynnością, a kiedy człowiek jest zdrowy, również seks jest lepszy. To wszystko.
– Kto był pana pierwszym nauczycielem?
– Nie było jednego nauczyciela. Uczyłem się od wielu różnych ludzi. Byli nimi na przykład muzycy, których starałem się naśladować: The Beatles, James Taylor, Stevie Wonder… Dobroci nauczył mnie ojciec. Ciężko w życiu pracował i był uczciwy.
– Podobno przez własnego księgowego stracił pan dużo pieniędzy?
– Okazał się on przestępcą i teraz siedzi w więzieniu.
– Czy to prawda, że okradł pana?
– Nie. Ukradł pieniądze z banku, posługując się moim nazwiskiem. Zwrócono mi jednak całą sumę, zatem…
– … nadal jest pan bogaty?
– O, bardzo bogaty.
– Czy jest coś, na co jeszcze pana nie stać?
– Nie ma niczego, co sprawiałoby, że nie mógłbym spać po nocach. Mam już wszystko, co chciałbym mieć.
– A co chciałby pan osiągnąć pod względem duchowym?
– Jak wszyscy poszukuję sensu życia, poczucia jedności ze wszechświatem, ale nie jestem w tych poszukiwaniach odosobniony.
– Czuje się pan odpowiedzialny za losy świata?
– Odpowiedzialny? Nie wiem. Chyba nie użyłbym tego słowa… Myślę, że mogę zrobić kilka rzeczy, które będą w jakiś sposób pomocne – i dlatego je robię. Nie jestem jednak pewien, czy to wynika z poczucia odpowiedzialności. Chyba nie. Jeżeli mogę coś zrobić, robię to. Jeśli nie, to nie.
– Wspomaga więc pan finansowo fundację Rain- forest, ratującą lasy tropikalne Amazonii.
– Tak. Pomagam ludziom mieszkającym w lasach tropikalnych, walczącym o swoje prawa.
– Czy myśli pan, że pańskie pieniądze ułatwiają im tę walkę?
– Tak. Z pewnością.
– Jedna z piosenek z pańskiej nowej płyty przypomina mantrę. Co pana skłoniło do jej napisania?
– Nie wiem. Najpierw przygotowałem muzykę i dopiero ona podsunęła mi pomysł na tekst, na pewną historię, jakiś nastrój. Nie wiem, skąd się to bierze – to niezwykle tajemnicze. Moje pomysły przychodzą do mnie z dziwnych miejsc. Kiedyś bałem się długich okresów posuchy. Martwiłem się, że nie będę miał nowych pomysłów. Teraz takie przerwy mnie nie przerażają, są potrzebne. Dobrze jest od czasu do czasu po prostu słuchać, nastawić się na odbiór informacji, patrzeć, obserwować i nic nie robić. Dopiero po takiej przerwie znowu można coś tworzyć. Natchnienia nie można mieć nieustannie. Dlatego podchodzę dziś z większym dystansem do tego naturalnego cyklu tworzenia i odpoczynku.
Rozmawiał Piotr Welc
Radio Zet