Nie przyszliście tu po to, żeby się bić – Wojciech Eichelberger
Bardzo lubię to, co daje joga, ale niestety tak się składa, że nie ćwiczę jogi systematycznie. Pewna sprawa wydaje mi się tu bardzo ważna i moje krótkie wystąpienie jej poświęcę. Zacznę od wspomnienia. Kiedyś ćwiczyłem kung-fu. I gdy przyszedłem na pierwszy trening do takiego dobrego, azjatyckiego nauczyciela on ustawił nas wszystkich w szeregu, popatrzył na nas i powiedział ze swoim śmiesznym wietnamskim akcentem ‘nie przyszliście tu po to żeby się bić, tylko żeby być mądrzy’. Bardzo się wtedy zdziwiliśmy, co jedno ma z drugim wspólnego. Ale potem okazało się, że jednak ma i to baardzo wiele – jeśli jest podawane we właściwy sposób. Tak naprawdę to nie chodziło tam o dyscyplinę ciała i o to, żeby nauczyć się bić, tylko chodziło o to, żeby naprawdę głęboko siebie poznać i uruchomić swój wewnętrzny potencjał.
Pytanie, które myślę, że warto sobie zadać jest takie: czy lepiej być zdrowym, czy lepiej być mądrym? I to wcale nie jest takie proste. Oczywiście najlepiej być i zdrowym i mądrym, ale różnie to bywa. Są ludzie, którzy tak są zajęci są swoim zdrowiem, tyle czasu i energii poświęcają tej sprawie w swoim życiu, że naprawdę nie mają okazji do tego, żeby stawać się mądrymi. Sprawa zdrowia staje się jakimś rodzajem obsesji, naczelnej wartości w życiu. Są ludzie, którzy z kolei chcą być tylko mądrzy i zaniedbują zdrowie, i w końcu to niezbyt zdrowe ciało nie za bardzo umożliwia im to, żeby stawali się naprawdę mądrzy. Więc gdzieś tutaj potrzebny jest złoty środek. Gdy ja przymierzam się do ćwiczeń jogi lub gdy czasami występuję w roli instruktora pierwszych przymiarek do niej, to zawsze postuluję równoległość tych dwóch procesów. Najważniejsze jest to, żeby wykorzystywać jogę do tego, aby stawać się mądrym – ćwiczyć ją w taki sposób, który będzie nas przybliżał nie tylko do zdrowia, lecz do wewnętrznej mądrości.
Tak się złożyło w moim doświadczeniu, że miałem do czynienia z wieloma ludźmi, którzy ćwiczyli jogę i przychodzili z różnych innych powodów do mnie jako do psychoterapeuty. Mam więc też pewne obserwacje na ten temat. Myślę, że mogą Państwa zainteresować. Część z tych osób miało taki bardzo poważny deficyt w sobie, mianowicie nie potrafiły się o siebie troszczyć. Używały wszystkiego co im wchodziło w ręce, również jogi, jako narzędzia do jakiejś wewnętrznej walki ze sobą. Nie do odkrywania siebie – jak to mówił Jurek [Jagucki], że nasza wewnętrzna doskonałość ma się w końcu ujawnić – ale do bardzo intensywnej walki z samym sobą, która miała właściwie klimat wrogości. Byli to ludzie bardzo dobrze ćwiczący i pewnie bardzo zdrowi, ale nie byli mądrzy. Więc trzeba bardzo uważać, żeby zabierając się do ćwiczeń takich jak joga, robić to w odpowiednim duchu – w duchu przychylności dla siebie, jakiegoś zainteresowania sobą, takiego dobrego, ciepłego zainteresowania sobą i własnym ciałem.
Z punktu widzenia psychoterapeuty często nasze ciała można porównać do przerażonego dziecka, do zszokowanego dziecka, które jest spięte, sztywne, ma krótki oddech i robi wszystko, żeby się trzymać, żeby wytrzymać w jakiejś bardzo trudnej sytuacji. Jak postępować z takim dzieckiem? Nie można do niego zabierać się od razu z surową dyscypliną i wymaganiami, trzeba mieć dla niego dużo czasu, dużo uwagi, bardzo przychylnej, penetrującej uwagi i dużo serca. I takiej właśnie postawy życzę Państwu w czasie ćwiczenia jogi.
Wojciech Eichelberger, terapeuta
Otwarcie Joga! Centrum Adama Bielewicza, 17 X 1999